Noże ze stali damasceńskiej - Wołodia i jego damasceńskie cuda
W tym roku przebywając na targach myśliwskich Carpathia Hunting & Forestry w Rzeszowie natknąłem się na stoisko, które swoimi rozmiarami przypominało straganik z watą cukrową. Mój wzrok przykuły znajdujące się w skórzanym kuferku niezwykłe noże. Tak poznałem Władimira Kanygina, tytułowego Wołodię...
Nie były to noże typu Kopromed, Kizlyar czy inne spotykane podczas wielu targów myśliwskich, produkowane masowo. Noże, które prezentował na swoim stoisku mężczyzna, były nożami z manufaktury, ręcznie wykonane. Każdy inny, każdy z nich posiadający duszę. Większość zrobiono z legendarnej stali damasceńskiej. Niektóre z nich z damaskiem laminowanym. Rękojeści z kłów mamuta, brzozy karelskiej i innych rzadko spotykanych materiałów. Po prostu arcydzieła! Znów można było przytoczyć stare przysłowie „Nie szata zdobi człowieka” . Małe skromne stoisko okazało się perełką tych targów. Po obejrzeniu kilku z tych arcydzieł postanowiłem dowiedzieć się więcej od sprzedającego. Pierwsze, co mnie w sumie nie zaskoczyło, to akcent. Pomyślałem: „pewnie Rosjanin”. I się nie pomyliłem.
Dlaczego tak pomyślałem? Otóż w przeszłości poznałem kilku mistrzów tego rzemiosła, którzy również byli Rosjanami i do tego większość z nich zamieszkiwała okolice Niżnego Nowgorodu. Tam bowiem znajduje się mekka mistrzów zajmujących się wykuwaniem kling do noży. Po kilku zdaniach zamienionych z Władimirem Kanyginem umówiliśmy się na krótką rozmowę, w trakcie której Wołodia obiecał nam zdradzić trochę tajemnic na temat swoich przepięknych noży.
SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI: Jesteś Rosjaninem ?
WŁADYMIR KANYGIN – Tak. Urodziłem się w Taszkiencie. W dzisiejszym Uzbekistanie.
Przypuszczam, że jeszcze za czasów ZSRR?
O tak. Jeszcze za czasów komuny.
Jaką drogę przebyłeś, że „wylądowałeś” w Polsce?
Oj, to długa historia. Pracowałem na początku w branży turystycznej jeszcze w Uzbeckiej Republice, później po rozpadzie ZSRR przeprowadziłem się na Syberię, lecz nie podobało mi się tam.
W której części Syberii mieszkałeś?
W Omsku.
Czyli w środkowo zachodniej części Syberii?
Dokładnie.
Też się tam zajmowałeś turystyką?
Nie. Moja mama stamtąd pochodziła, więc po rozpadzie ZSRR przenieśliśmy się tam z rodziną, ale nie wytrzymaliśmy zbyt długo. Inna mentalność ludzi niż tych, do których przywykliśmy, mieszkając w Taszkiencie. Ogólnie ja w tym czasie dużo jeździłem po świecie. Wiele razy byłem w tym czasie w Polsce, na Węgrzech, w Chinach. Jeździłem w celach zarobkowych. Żeby sobie trochę dorobić. Jakoś wtedy nie myślałem, że „wyląduję” w Polsce. Miałem plan , żeby wyjechać całkiem na zachód Europy. We Wrocławiu poznałem jednak swoją żonę i tutaj już zostaliśmy razem. Żona pochodzi z Tadżykistanu. Uciekła podczas wojny domowej wspólnie z koleżanką, która miała polskie korzenie i tutaj w Polsce nasze drogi się skrzyżowały.
Piękna, romantyczna historia.
Tak.
Skąd zamiłowanie do noży?
Zawsze miałem takie zamiłowanie. Choć zawodowo nie mam z tym nic wspólnego, ponieważ z wykształcenia jestem optykiem. Na co dzień zajmuję się zawodowo badaniem wzroku i produkcją okularów. Prowadzę we Wrocławiu zakład optyczny.
Czyli jesteś samoukiem?
Można tak powiedzieć. Sam się tego nauczyłem z internetu.
Z internetu ? Nie brałeś żadnych lekcji ? Nie podpatrywałeś na żywo mistrzów tego fachu ?
Tylko internet. Internet mnie wszystkiego nauczył.
Na początku z czego czerpałeś inspiracje? Czy były to wzory, które spotykałeś w swoich rodzinnych stronach? W Uzbekistanie?
Tak. To były tak zwane uzbeckie noże. Jest taki typ noży. Posiadam taką kolekcję w domu. One w Polsce nie są popularne, bo większość ludzi nie zna się na tym i nie wie jak ich używać. Są to jednak przede wszystkim noże użytkowe, używane na co dzień w uzbeckiej kuchni. Ponieważ ja bardzo lubię uzbecką kuchnię i często gotuję, więc używam ich na co dzień w kuchni. Mogę powiedzieć, że właśnie od tych noży zaczęła się moja przygoda. Kiedy już doszedłem do przekonania, że ta twórczość mi wychodzi, postanowiłem zaczerpnąć trochę wiedzy od najlepszych fachowców na świecie. Wziąłem kilka lekcji u „mastierow” w Rosji w okolicach Niżnego Nowgorodu. Tam się właśnie nauczyłem „damasku”.
Mistrz nazywa się Leonid Archangielski i publikuje świetne filmy na YouTube, pokazujące, jak się wykuwa „damask”. Właśnie z jego filmów nauczyłem się i wykułem pierwszy „damask”. Na początku mi to dobrze nie wychodziło, ale w końcu udało mi się wykuć tak zwany „dziki damask”. Później pojechałem do Leonida oraz innych „mastierow”, wziąłem trochę lekcji i już później sam robiłem.
Jak długo się już zajmujesz produkcją noży ze stali damasceńskiej?
Od 8 lat.
O wykonywaniu kling już trochę mi opowiedziałeś. Teraz powiedz mi, skąd bierzesz tak wyszukane materiały, z których robisz rękojeści? Chociażby te, które tutaj prezentujesz. Ciosy mamuta? Brzoza karelska?
Ciosy mamuta, czy żebra mamuta można kupić w Polsce, co ważne z polskich wykopalisk. Brzozę karelską przywożę z Rosji a te rękojeści z żywicy od niedawna sam wykonuję i sam je odlewam.
Co w tej pracy jest najtrudniejsze? Co jest najbardziej czasochłonne?
W sumie... to wszystko. Wszystko wymaga wielu godzin, a nawet dni pracy. Wykucie samej klingi nie jest wcale ani łatwe ani szybkie. Żeby klinga była ładna, konieczne jest wiele godzin kucia.
Ile w takim razie zajmuje wykucie samej klingi w „damasku”?
Jeśli wykuwam klingi, to zazwyczaj robię kilka naraz, 3–4 klingi przygotowuję w jednym czasie i to zajmuje mi 2–3, a czasem nawet 4 dni. Później trzeba to wszystko jeszcze zahartować , obrobić klingę i w sumie to jeszcze trwa jakieś 2–3 miesiące. Tak samo sprawa ma się z rękojeściami. Zaczynam robić kilka noży i robię je w takich jakby seriach. Muszę tutaj dodać, że robię to w wyłącznie wolnym czasie, bo tak jak mówiłem wcześniej prowadzę na co dzień zakład optyczny.
Czy do tego trzeba mieć natchnienie?
Jak najbardziej. Czasem bywa tak, że przez miesiąc, dwa nie podchodzę do tej roboty w ogóle.
Czy jest taki rodzaj noży, który lubisz wykonywać najbardziej?
Tak. Są to noże, które akurat w Polsce nie cieszą się dużą popularnością. Noże o bardzo skomplikowanych wykończeniach rękojeści. Tutaj są noże z końcówką rękojeści w kształcie głowy lwa, lamparta czy na przykład smoka. To wszystko nie jest odlewane, tylko ja wykonuję to ręcznie „drymelkiem”. To wszystko jest rzeźbione w metalu lub kości. Od początku do końca jest to moja praca.
Te wszystkie polerki również Ty wykonujesz?
Tak. To wszystko moje prace.
Czy jest w tej pracy coś, czego byś się chciał nauczyć robić? Tak. Jest coś, co jest nazywane wśród „mastierow” „damask- laminat”. Te, które mam tutaj w gablocie, robił mój kolega z Niżnego Nowgorodu, mistrz Leonid Borysow, a ja chciałbym się tego nauczyć. Jest w „damasku” jeszcze taka mozaika, którą też chciałbym wykonywać. Na razie średnio mi to wychodzi, ale wychodzi...
Dziękuję za poświęcenie mi cennego czasu i życzę, żebyś szybko osiągnął pełnię mistrzostwa. Choć dla mnie to, co zrobiłeś, już jest mistrzostwem. Was natomiast moi czytelnicy zachęcam do odwiedzenia stoiska Władymira Kanygina na kolejnych targach.
Tekst i zdjęcia: Sławomir Pawlikowski